Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna www.armagedonuczas.fora.pl
NIEZNANY ŚWIAT,PRZEPOWIEDNIE.PIĄTE SŁOŃCE,ROK 2012,REINKARNACJA, KONSPIRACJA,MEDYCYNA ALTERNATYWNA, ENERGIE ITP.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

55 Jak żyć dobrze, zdrowo i w zgodzie z samym sobą?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE”
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 7:01, 12 Maj 2013    Temat postu: 55 Jak żyć dobrze, zdrowo i w zgodzie z samym sobą?

Jak żyć dobrze, zdrowo i w zgodzie z samym sobą?
Wynikający z pojęć rzeczywistości czy racjonalizmu, czyli na pozór właśnie racjonalność, normalność i rozsądek, tak w pojmowaniu jak i w widzeniu otaczającego nas Świata wydaje się być czymś słusznym i właśnie racjonalnym.
Lecz kiedy z naszymi pytaniami dotyczącymi postrzegania Świata wyjdziemy z i z poza zwykłych (pospolitych) pytań jak i od tego, co codziennie i nieustannie postrzegamy, jako właśnie taką codziennie otaczającą nas rzeczywistość okazać się może, iż nasz Świat nie jest wcale taki racjonalny i rzeczywisty jak wielu „zaślepionym” racjonalistom i pragmatykom mogłoby się to wydawać.
Wierzę a może nawet powinienem powiedzieć: wiem, znam i doświadczyłem czegoś odrębnego, choć na pozór czegoś ulotnego i należącego do innego Świata, ale tym samym również rzeczywistego. Nie piszę tutaj o infantylnej w mym przekonaniu wierze chrześcijan, która w najlepszym przypadku jest spekulacją i manipulacją masami przez tych, którzy te bajki „sprzedali” pospolitemu Światu w czasach ciemnoty i zabobonu, lecz o funkcjonowaniu dookoła nas wielu alternatywnych i równoległych Światów z wielością różnorodnych bytów (nawet tożsamych z nami samymi). I tak jak dziecko, które wierzy w świętego Mikołaja, albo krasnoludki, które to te opowieści w wieku kilku latka mogą być nawet właściwą (bajkową) formą jego rozumowania Świata jak i delikatniej przekazaną skarbnicą jakiejś podstawowej wiedzy czy zasobem podstawowych łatwiej przyswajalnych norm moralnych, jednak również te pozorne bajki są również echami jeszcze w miarę świeżej (po inkarnacyjnej) wiedzy o innych, odmiennych miejscach (Światach), w, których jeszcze nie tak dawno temu dzieci te przebywały.

Tak, więc należy usprawiedliwić kilkulatków lgnących do iluzorycznych bajkowych Światów i egzystencji w nich, lecz jednak, kiedy podobne bajki (o dobrej bozi) nadal są powtarzane przez dorosłych świadczyć to może o ich głupocie, naiwności lub jakiejś patologii, często implikując (insynuując) i wzmacniając w takich osobnikach ich wrodzony masochizm lub brak własnego zdania gdzie lepiej im i wygodniej jest dla nich funkcjonowanie w stadzie podobnych im owiec i baranów.


Jakkolwiek dla większości postrzegających „Świat” istot jawi się, jako niezależna od ich mentalnego wpływu struktura (plan), który można jedynie kształtować w fizyczny sposób i z uwzględnieniem fizycznych czynników takich jak praca (ingerencja w tę rzeczywistość) z uwzględnieniem narzędzi itp.
Jednak zaznajamiając się z wieloma „przypadkami” (zdarzeniami) świadczącymi z jednej strony o bardziej duchowej (nie do końca materialnej strukturze lub duchowości przejawiającej się w tej materii) budulca, z którego może być stworzony nasz „Świat” może świadczyć o tym, że nie tylko jest to nie do końca materialny a bardziej nie, jako holograficzny „subatomowy” twór („Boska cząstka”), siłą rzeczy mogący być prawdopodobnie bardziej kształtowany np. myślą lub intencją niż paradoksalnie iluzorycznymi narzędziami materialnymi, które same w sobie są również rodzajem iluzji.

Piszę atomowy gdyż właśnie atomy, jako podstawowy budulec „Świata”, z których to cegiełek (często pozostałości po wybuchach „Super Nowych”) zbudowana jest cała tak ożywiona jak i nieożywiona materia.

Można by tutaj domniemać się, ze tak jak np. dla obrazu (jego nośnikiem) może być np. światło i cień, emulsja fotograficzna, lub np. farba za pośrednictwem, której można w zasadzie przedstawić dowolnie wszystko, co tylko się zapragnie, tak samo możliwość stwarzania i przekształcania tak zwanej „rzeczywistości” za pomocą „malowania myślą” ( wyobraźnia i kreacja poprzez nią, która nie, jako przenikając do „świata materialnego” ma moc jego zaginania lub przekształcania.

Fizycy, szczególnie fizycy zajmujący się „Fizyką kwantów” od lat głowią się nad opracowaniem (Grand unification theory), czyli „Teorii wielkiej unifikacji” łączącej fundamentalne prawidła, zależności jak i siły oddziaływania w jedną spójną teorię, która w wielu swych aspektach jest podobna lub nawet tożsama z czymś na kształt religii Jakiś czas temu miałem okazję zapoznać się z ideą Petera Plichty w jego książce: „Tajemnicza formuła boga” gdzie udowadnia on np., że liczby nie mają charakteru przypadkowego, że nie są abstrakcyjnym wymysłem, lecz są można powiedzieć „Boskim” wyznacznikiem podstaw budowy materii i nie przez przypadek w tytule jego pracy znajduje się wspomniany Bóg.
Lecz ten „Bóg” znów w niczym nie przypomina żadnego z osobowych bóstw wielu kultur i religii, ten „Bóg” jest, bowiem przede wszystkim „budowniczym” jakiegoś fraktalno-geometryczno- atomowego wzorca podstawowego istnienia strukturalnej inteligentnej materii.

Może ujmę to w taki sposób, a mianowicie o Światach równoległych, alternatywnych itp. głoszą nie tylko „nowe” koncepcje fizyki Kwantów takie jak np. Teoria Strun i Super Strun, ale echa tych Światów można znaleźć w koncepcyjnych religiach takich np. jak Hinduizm

Ktoś powiedział kiedyś, iż fizyka kwantów jest czymś podobnym do jakiejś nowej religii, i może w tym stwierdzeniu jest jakieś ziarno prawdy, lecz idee zawarte w tych koncepcjach nie są aż takie nowe.
Wiadomo, bowiem, iż pewne grupy filozoficzne takie jak np. pitagorejczycy, lub wyznawcy platonizmu a nawet wczesne sekty chrześcijańskie (gnostyczne) takie jak te związane z grecko-egipskim hermetyzmem są bardzo do siebie podobne w przekazywanych treściach.
Te koncepcje tak filozoficzne jak i religijno-filozoficzne wychodziły z założenia, iż postrzegany przez nas świat dzieli się, co najmniej na, dwa jeśli nie kilka (wiele światów) współzależnych z sobą lub wynikających z siebie (rozdzielonych z siebie), choć tylko ten jeden (znany nam, ten, w którym istniejemy i funkcjonujemy) obecnie Ziemski świat jesteśmy w stanie w pełni doświadczać i zauważać.
Często te bliższe naszej kulturze przesłanki tych wierzeń wynikającej z Judo-chrześcijaństwa lub nawet odłamów Islamu opierając się na dualizmie (piekło-niebo) również w pewnym ukrytym sensie niosą w sobie idee światów równoległych czy alternatywnych, gdzie istnieje nie tylko możliwość doświadczania poprzez doznania duchowe (koncepcje i dogmaty wiary), ale nawet, (jeśli ktoś się tylko odważy) istnieje możliwość kreowania tych światów (najczęściej w mniejszym stopniu tego, w którym się znajdujemy lub tworzenie w nim zmian).
Tworzenie nowych światów w momencie odejścia od tradycji, (ingerencja w ten świat) i wprowadzaniu zmian w swoim życiu {istnieniu} jak i pojmowaniu istoty Świata i związanych z nim rzeczy), jest jednak o tyle trudne na fizycznej, materialnej i dualistycznie uzależnionej Ziemi, na ile wynika to z zapalczywości charyzmy, i uplasowaniu nas w planie istnienia i zmian na Ziemi, choć nie ma w zasadzie takich ograniczeń po życiu Ziemskim w innych (często naszych własnych światach alternatywnych czy równoległych).

Świat, który znamy zaistniał kiedyś, jako bardzo prosty (w jakimś sensie podstawowy, prymitywny) twór, i wcale nie koniecznie (tak jak np. głoszą to pewne sekty i religie {w oparciu między innymi na Biblii}) został on stworzony (zaistniał, jako świat ludzi- stworzony dla ludzi, gdzie człowiek miałby być tak zwaną „koroną stworzenia”).
Pierwotnie (podstawowo) był to świat minerałów i struktur, który z biegiem czasu i poprzez inspirację siebie (przeistaczania się w coraz to bardziej złożone formy egzystencji) dotarł do zdominowanego (przynajmniej ten znany nam Świat) przez ludzi, jako dotychczas najbardziej znaną i dominującą ten Świat formę egzystencji.
Lecz doszło do tego dzięki pewnemu przypadkowi i prawidłowej obserwacji otaczającego świata przez całkiem prymitywnego osobnika (mało współistotnego z człowiekiem), który to zaobserwował lub odczuł, iż to, przed jakimi staje wyborami było już kiedyś, i poddając się intuicji najpierw indywidualnie a następnie w grupie (stadzie) zaczął bazując na odczuciu i intuicji powielać pomyślne lub przeciwdziałać złym decyzją.
Ta jeszcze wolna od wpływów innych istot, grup i instytucji prekognicja pozwoliła tym kilu jednostką prawidłowo potrafiącym wybierać słuszniejsze życiowe decyzje, zdominować inne stada i grupy jeszcze niepotrafiących (niezauważających takiej możliwości istot).
To zdarzenie właśnie było zaistnieniem istot rozumnych i z czasem wyodrębnieniem człowieka, jako obecnego „Króla Ziemi”, który szybciej jak inne istoty nauczył się kontrolować nie tylko swe przyszłe zdarzenia, ale również z czasem nauczył się dominować i kontrolować inne istoty w tym pewne przyszłe grupy generacji ludzi stając się dla nich „Mistrzami”, „Bogami”, „Aniołami”, „Opiekunami”, „Obserwatorami” itp. Itd.
Możliwość takiej zależności czy czasem symbiozy wynika z charakteru i struktury koegzystencji i istnienia na planecie Ziemia, jako na gigantycznej „Pętli Czasoprzestrzennej” gdzie istoty z poprzedniego cyklu przez wiele takich powtarzających się cykli nauczyły się, jako „bogowie” ingerować w naszą rzeczywistość zmieniając jeszcze nie zaistniałą przyszłość.
Kiedyś ktoś mi zarzucił, że zaczynając mówić o Niebie kończę rozmowę na przysłowiowym chlebie, jednak zazwyczaj tak ten ktoś jak i zasadnicza większość ktosiów nie zdaje sobie sprawy z tego, iż wszystko w tym świecie współzależy ze sobą i jest związane ze wszystkim innym.
W naszym tak zwanym „pojmowaniu świata” wielu ludzi również szuka jakiejś enigmatycznej prawdy, lub narzuca innym to, co uznaje za prawdę.
Jednak w moim przypadku i w przypadku tego, co ja przyjmuję za prawdę w „Prawdzie” nie ma tu w zasadzie miejsca dla jakiegoś jednomyślnie przekazującego swe tezy guru, gdyż w myśl zasady, którą uważam za jedną z fundamentalnych zasad funkcjonującego w świecie (wszechświecie) prawidła to jest zasada, że wszystko w Świecie jest możliwe jedynie może być nieskończenie mało prawdopodobne.
Tak, więc każda nawet najgłupsza idea ma prawo tutaj lub gdzieś zaistnieć jest tylko kwestią tego na ile jest ona wydumana, zmanipulowana lub zniewalająca innych zbyt głupich, ufnych czy uzależnionych od otaczających ich prawnych, „naukowych” lub religijnych dogmatów.
Dając każdemu prawo do posiadania swej indywidualnej „prawdy” jednocześnie w Ziemskim materialnym świecie nie można im wszystkim pozwolić na ich realizację gdyż spowodowałoby to nieokreślone w swych skutkach kompromisy ścierania się skrajnych, przeciwstawnych tez i dążeń a w konsekwencji konflikty prowadzące nawet do zniszczenia życia na Ziemi lub nawet samej Ziemi, jako Planety.
Człowiek, jako złożony wielo-istnieniowy organizm przeżywa na planecie Ziemia swe 5 minut z czasu innych istot znanego nam Świata, które uzyskał za pośrednictwem ingerencji w istniejące humanoidy (australopitek, neardentalczyk itd.) przez ingerencje w nie innej ludzko podobnej formy (prawdopodobnie w jakimś sensie spokrewnionej ze współczesnym jak i archaicznym człowiekiem).
Ta (te) istoty w pewnych kulturach i koncepcjach filozoficzno-religijnych pozostają tożsame lub są utożsamiane z „Bogiem” jedynie w jakiejś szczątkowej (częściowej) formie posiadając (posiada) typowo ludzkie atrybuty. Utożsamianie tego „pra-stwórcy” z człekokształtnymi tworami jest jedynie echem tych w miarę niedawnych ingerencji w świat zwierząt na Ziemi (w skali czasu istnienia kosmosu) przez obce w jakiś sposób też spokrewnione z wcześniejszym życiem na Ziemi istot (ok. 500 000 lat temu).
Choć jako deista mogę pośrednio również odnajdywać istnienie człowieka, w jakich splotach kosmicznych tym razem zdarzeń i choć jego zaistnienie ma jedynie pośrednie znaczenie z zaistnieniem czegokolwiek w tym życia na planecie Ziemia (i może więcej w kosmosie) to odpowiedzialny za to może być nie „Bóg” w pojmowaniu większości religii, ale raczej jakaś nie koniecznie materialna forma inteligentnego istnienia, która swą chęcią, pragnieniem lub jakimś odczuciem zapoczątkowała cykl, myśleniowy, którego konsekwencją jest wszystko, co istnieje, (co się stwarza) od struktur atomowych i minerałów aż do złożonych organizmów tak fizycznych jak i fizyczno duchowych, gdzie duchowość jest również formą istnienia jedynie tylko opartej na innej odmiennej strukturze fizyczno biologicznej niż np. my.
Ta pra istota (myśl), która nie koniecznie musi jeszcze w ogóle istnieć swą ingerencją spowodowała zaistnienie nie tylko pra- Ziemi (jednej ze znanych nam egzystencji, światów może któryś z już dawno z nami niezwiązany świat równoległy czy alternatywny), i może nawet spowodowała w jakiś sposób nasz Ziemski świat, jako więzienie „czasoprzestrzennej Pętli” i karmiczno –reinkarnacyjny teatrzyk, jako wciąż odgrywany dramat z nami w rolach głównych.
Co za tym idzie nie koniecznie również ta siła „stwórcza” (początkowa) nadal kontroluje lub chociażby „pilotuje” swój zapoczątkowany w początkach istnienia „projekt”, który de facto stał się takim projektem samoczynnie i bezwiednie?
Choć oczywiście tak jak głoszą to pewne religie czy filozofie nie można tego wykluczyć jak i np. nie sposób wykluczyć (brak dowodów), że np. człowiek może być jednym z wielu i wcale nie koniecznie najważniejszym (jedynie jednym z wielu podległych czemuś istot).

Ten "Plan" jest lub może być również czymś w rodzaju "snu" wariata, w tym konkretnym przypadku istnienia nas na płaszczyźnie postrzeganego przez nas świata (ten wszechświat, jego płaszczyzna na nieskończonej ilości światów równoległych i alternatywnych), do, których miewamy ograniczony dostęp podczas życia Ziemskiego (sny, medytacje, marzenia) z większym dostępem w okalających tę scenę („Pętle Czasoprzestrzenną”) istnieniach po życiu fizycznym i miedzy życiami.
Jeśli jest to niejako wykreowana przez jakiś byt "ideę" plan podobny do teatralnej (filmowej) sceny, na którym my, jako pojedyncze podmioty(podobnie zwierzęta, rośliny czy minerały) nie, jako realizujemy samych siebie w wielości karmiczno -reinkarnacyjnych cykli „doskonalenia” samych siebie, co jest jednocześnie realizacją założonego przez kreatora (ideę) jak największego przepracowania pewnych teoretycznych wzorców zachowań i „współistnień” współzależności z innymi podmiotami („aktorami” tej sceny lub scen) a wszystko to po to, aby kiedyś powrócić (całkowity powrót po całym inkarnacyjnym cyklu wszech istnienia) do źródła, którym jest ta „istota” (prawdziwy „BÓG” pra myśl idea itp., której jesteśmy częściami składowymi mogła dokonać pełni Tak teoretycznej jak i praktycznej realizacji samej siebie w nas), czyli poznania wszystkiego, na zasadzie wykorzystania wszystkich potencjalnych wariantów wszystkich podmiotowych zdarzeń istnień czy zachowań, to jest to mega PLAN w pomniejszych planach bardziej już przez nas postrzeganych w sposób fizykalny.



Wychodząc z tych tez, od, których zapoczątkowałem mój wywód to na początku nawet w zamrożonym czasie Ziemskiej „Pętli Czasoprzestrzennej” ten „Świat” mógł być mało skomplikowany, a nawet jakiś jednostkowy i w miarę komplikowania się rozrastania i uświadamiania sobie o swych indywidualnych drogach rozwoju poprzez wpływ prekognicji i intuicji, jako dróg rozwoju doprowadził nas do tego, kim obecnie jesteśmy, obalając w ten sposób przedstawiane nam teorie ewolucji i doboru naturalnego.

Jag kol wiek może podobny schemat, jako powielanie jednych kodów myślowo -stwórczych w inne był cechą i efektem powielania się światów w jakimś postępie geometrycznym (element silni) w skali kosmicznej to jednak na Ziemi mogło się to odbywać nieco odmiennie.
Wielokrotnie słyszy się, iż czas, światło, itp. astronomiczne pojęcia są wieczne i niekończące, ja osobiście nie zgadzam się z takim poglądem, który dla mnie jest tezą zadufanych w sobie bufonów „nauki”, którzy w taki właśnie sposób (przy pomocy podobnie niesprawdzalnych tez) usiłują narzucić światu niemyślących samodzielnie ignorantów swe abstrakcyjne pomysły, jako „objawioną naukowo wiedzę”.
Tak, więc jak powiedziałem, jeśli tych poza Ziemskich „światów” może być nieskończenie wiele, można też, więc założyć, iż przy jakichś określonych okolicznościach (nie koniecznie tradycyjnie pojmowane fizyczne zagłady kosmiczne) może z czasem dojść do wymieszania (uproszczenia) pewnych nawet całych Światów.

Wynikiem takiego zdać by się mogło „wstecznego” procesu może być zarówno intencja (skończona intencja) początkowej siły (intencji) stwórczej jak i np. wyczerpanie się możliwości (prawdopodobnych konfiguracji zdarzeń, istnień itp.).
Jeśli jednak nie istnieje takie zagrożenie lub jeśli jeszcze daleko do wyczerpania się wszelkich możliwych kombinacji zdarzeń (światy alternatywne i równoległe, mogą czasem różnić się od naszego {znanego nam Świata} nawet jedynie o jeden atom), to może dobrze było by przyjrzeć się prawdopodobieństwom współzależności samych tych procesów związanych z istnieniem i zależnościami skutku i przyczyny.
Oficjalnie przyjmuje się, że każdy skutek (zdarzenie) ma swą przyczynę i niezmiennie funkcjonuje to właśnie w taki sposób SKUTEK ZDARZENIA= PRZYCZYNA ZDARZENIA.
Lecz paradoksalnie w pojmowanym przez nas „Świecie” (światach), mimo, iż każdy skutek ma swoją ściśle z nim związaną przyczynę, lecz również często te przyczyny nie, jako manifestują zamiar swego zaistnienia, jako zdarzenia lub jakieś zdarzenie (jego początkowy skutek) może dać nam o sobie znać zanim jeszcze oficjalnie zostanie on objawiony (się zmaterializuje).
Co teoretycznie zdaje się być logiczne, kiedy uświadomimy sobie, że np. wchodzenie po drabinie niesie w sobie szansę upadku z niej, lecz rzecz jest nieco bardziej zawiła i w tym przypadku, mimo, że sama już intencja wchodzenia po drabinie może nieść w sobie teoretyczne zagrożenie upadkiem, to świadomość tego niebezpieczeństwa (w pewnych przypadkach) może być nie, jako (przy pewnych zachowaniach nie koniecznie związanych tylko z ostrożnością) ewidentnym zwiastunem upadku jak i szansą na jego uniknięcie, mimo, że początkowo był on bliski pewnikowi.
Te pewniki pochodzą zarówno z poprzedniego cyklu „Pętli Czasoprzestrzennej”, jako zaistniałej już w przeszłości -teraźniejszości i potencjalnej, (mimo iż jeszcze niewykreowanej przyszłości), lub mogą pochodzić z równie już zaistniałych naszych własnych światów alternatywnych i równoległych.

Bojaźń kogoś jadącego zbyt szybko po autostradzie często, jako przelotna myśl, może być czymś, co niektórzy nazywają przeczuciem i ta myśl, jeśli nie będzie odpowiednio skorygowana może w konsekwencji nie, jako zmaterializować policjanta wręczającego nam mandat za szybką lub niebezpieczną jazdę, który robił to już w przeszłości.
Oczywiście w takich przypadkach, jeśli otrzymujemy sygnał od naszej świadomości( podświadomości), że za szybko jedziemy to oczywiście lepiej i bezpieczniej jest nie oglądać się na adrenalinę czy chęć zaimponowania innym pasażerom i po prostu zwolnić, gdyż bezspornie jest to zwiastun realnego niebezpieczeństwa.
Podobnie w innych dziedzinach życia, sytuacjach i przypadkach np. palacz, do którego docierają głosy o szkodliwości palenia papierosów wcześniej lub później, ale zawsze odczuje tego konsekwencje, i choć w większości przypadków alkoholicy, lub „palacze”, „kawosze” tak „miłośnicy’ jak i wrogowie „jedzenia” itp. swe nałogi nabywają lub to poprzez chęć np. bycia dorosłym (zakazany owoc), chęć utożsamienia się z otoczeniem (przyjaciółmi) autorytetami lub też w jakiś masochistyczny sposób odnajdując tak (poprzez to) szansę ukarania kogoś (rodzice, współmałżonek, dzieci itp.) lub nawet złudność krótko-chwilowej ucieczki przed problemem, stresem itp.
Dla mniej odpornych, lub bardziej wyczulonych (delikatniejszych) powodem do stresu, depresji, itp. będą nie tylko jakieś naprawdę dramatyczne wydarzenia takie jak choroba, śmierć, utrata bliskiej osoby (nieszczęśliwa miłość, nieodwzajemnione zakochanie) strata lub problemy w pracy itp., ale nawet prawdziwa lub urojona wrogość sąsiada.
Dla tych właśnie osób prawidłowe rozpoznanie płynących ze świata symboli i przestróg (intuicji) bądź to nie jest rozpoznawalne, bądź to wręcz odwrotnie wykorzystują one tą informacje do jeszcze większego „znęcania” się nad sobą samym.
Takich znaków „drogowskazów”, o których piszę jest z reguły dużo więcej niż zwykło się to przyjmować, jako zwykły zwiastun „intuicji” i są one (mogą być) łatwiej zauważalne dla osoby na nieotwartej” (wierzącej w taką możliwość).

W takich okolicznościach, kiedy poprzez „odczynienie” jakiegoś zdeterminowanego zdarzenia ktoś zmienia jego przebieg mamy za zwyczaj do czynienia z osobą, która potrafi świadomie zmienić taki tok zdarzeń (przeznaczenie, alternatywne przeznaczenie) gdyż potrafi wykorzystać do tego celu zwiastuny jego zaistnienia (ich zmiany) w wizji (intuicji) z jeszcze nie zaistniałego zdarzenia (podobno na innych polach egzystencji {światy alternatywne i równoległe} można zmienić nawet to, co już zaistniało.
Tak, więc wiedząc już, że jesteśmy w stanie zaniechać lub zmienić przypisywane przeczuciu (intuicja) przyszłe zdarzenia powinniśmy świadomie wczuć się w otaczające nas symbole(zwiastuny zdarzeń) i zacząć doświadczać życia bardziej praktycznie, (jeśli tego już bezwiednie nie robimy) podobnie jak robi to twórca (rzemieślnik, reżyser, plastyk, artysta).
Często niestety pewni nieświadomi swych możliwości ludzie (lub masochiści) niewiedzący tego, lub wierzący w nieuniknioność przeznaczenia (kreowanego np. przez tak zwanego „Boga” bogów) poddając się takim przekonaniom (upewniając się w nich) nie, jako akceptują nawet te najgorsze i najdramatyczniejsze zdarzenia.
Poprzez przeświadczenie, iż wszystko pochodzi od „Boga” ignorują symbole i zwiastuny zdarzeń, które również mogłyby być dane im od tego samego ich, (choć inaczej pojmowanego) „Boga” powodując zgodę a w konsekwencji nie zależne od nich samych zaistnienie takiego niekorzystnego zdarzenia.

Jeśli tak właśnie jest, (o czym jestem osobiście przekonany) to wszystko to wygląda na iście koncepcyjny scenariusz naszego życia, w którym to właśnie my jesteśmy (powinniśmy być) reżyserami, scenografami i scenarzystami naszego życia.
Zależnie, więc od „naszych własnych sprawdzonych” „korekt” do tego scenariusza życia, może ono być dla nas pasmem cierpień, strachów, niepowodzeń lub przeciwnie wiedząc, że coś nam się należy „nawet bezpodstawnie” to coś powinniśmy otrzymać i nie od losu jak to się zwykło mawiać, ale od nas samych.

Większość utartych poglądów w kwestii dobra, zła i karmy jest poniekąd prawdziwa i za razem fałszywa, gdyż rzeczywiście, jeśli będziemy w sobie pielęgnować winy i ułomności tak będzie wyglądać nasze obecne lub przyszłe życie.
Tak, więc ta koncepcja jest z gruntu błędna gdyż generalnie nie otrzymujemy tego, na co "zasłużyliśmy”, ale to, czego oczekujemy.
Wszelkiego rodzaju umartwiania się prowadzą w złym kierunku i lepiej, jeśli ktoś jest beztroski, lub nawet nieświadomy swych poczynań niż taki, który widzi w nich coś złego.
Idąc dalej tym tokiem rozumowania morderca, który nie będzie obwiniać siebie mimo kodeksu karnego przynajmniej w karmicznej sprawiedliwości nie będzie mordercą, dlatego też najidealniejszym według mnie sposobem jest świadome życie gdzie według swojego własnego personalnego kodeksu karnego nie staramy się być źli, ale jednocześnie za nic, co ma swe uzasadnienie, jako grzech, błąd, nieprawidłowość, przestępstwo nie obwiniamy się.
I właśnie może koncepcja rycerskości jest tutaj najwłaściwszą formą egzystencji gdzie nie jesteśmy biernymi obserwatorami, ale wojownikami w słusznej sprawie, jak to zwykł nazywać brazylijski pisarz i poeta Paulo Coelho „Wojownik Światła”, który nie rozczula się nad tymi, którzy padli od jego miecza, ale przede wszystkim dąży do wytyczonego sobie celu.
Niedocenianie lub poniżanie samego siebie (jak to między innymi odbywa się w misteriach mszy kościołów chrześcijańskich- obwinianie się w powtarzanych mantrach „moja wina”) jest wbrew pozorom jednym z najniebezpieczniejszych masochistycznych zachowań, gdzie przynajmniej właśnie w kwestii karmy i oddziaływania jej na naszą egzystencję dostajemy właśnie to, czego oczekujemy (nawet, jeśli obiektywnie nie całkiem na to zasługujemy lub w drugą stronę nawet, jeśli jesteśmy czemukolwiek winni, co mogłoby nam przeszkodzić w uzyskaniu tej „nagrody”)

Wielość charakterów, osobowości, ideałów i wszelkiego rodzaju odmienności w istniejących dziś społeczeństwach wynika z wielokrotnego zdublowania i wymieszania się tak zwanych pra wzorców osobowościowych, kiedy to w okresie teoretycznego początku istnienia człowieka, jako istoty miał on zaledwie kilka podstawowych cech osobowościowych wyróżniających jak i stanowiących odmienność i kontrast dla innych osobników.
Z biegiem czasu jednak te cechy zaczęły się nie, jako mieszać ze sobą i między sobą tworząc dziś konglomerat wielu tych podstawowych „atrybutów cech charakteru” i „osobowości” każdego z nas, jako wypadkowe, karmiczno-reinkarnacyjno –egzystencjalnych związków.
Jest to poniekąd podobne do gry w karty lub układania pasjansa gdzie, np. przy grze na każdego gracza przypada kilka kart (zależnie od rodzaju gry), które tożsame z cechami charakteru tworzą swoistą pulę grającego lub składowe pasjansa, jako złożony karmiczno- reinkarnacyjny osobowy obraz jak i charakterystykę każdego z nas.
Dla tych, którzy prowadzą tę grę w życie istotne jest jedynie, aby nie zaginęła podstawowa talia, jako podstawowy składnik funkcjonowania społeczeństw ignorując jednocześnie (przynajmniej na razie i na tym etapie egzystencji) wszystkie możliwe konfiguracje wynikające z prawdopodobieństw układu „kart”, jako podstawowych cech.
Między innymi również i z tego powodu w niedalekiej przyszłości ( na granicy czasu zaistnienia Er astrologiczno-astronomicznych można się spodziewać wyeliminowania „niepotrzebnych” i jednocześnie, jako ludzka masa zagrażającym tym naprawdę rządzącym planetą Ziemia elitom nawet w wielkości około 75% populacji (bez ich zdaniem uszczerbku na subtelnych cechach kształtujących tak zwany humanizm, czyli na różnorodności podstawowych cech osobowościowych „karty”)

Aby w takiej sytuacji względnie najlepiej zadbać o swe życie (tak obecne jak i ewentualne przyszłe) należy moim zdaniem zadbać przede wszystkim o swój własny wizerunek tego, kim chcemy być nawet egoistycznie odrzucając większość gotowych tak moralno-społecznych jak przede wszystkim wszelkiego rodzaju sekciarsko-religijnych (religijnych) wzorców i samemu je w sobie weryfikując stworzyć własną ideologię, religię a nawet swój własny kodeks karny, który oczywiście nie powinien być zbudowany na jakiejś krzywdzie innych osób, ale jednocześnie nie powinien obniżać czy umniejszać naszej własnej osoby względem innych osób jak i systemów tak społeczno państwowych czy religijnych i na tyle liberalny (wolnościowy względem wszelkich
Kolektywizmów) aby nie tworzył niepotrzebnych paradoksów, konfliktów czy dysonansów kulturowo- obyczajowych.
Czyli nie potrzebnych konfliktów między systemem, treściami kulturowymi, oczekiwaniami, sposobami myślenia itp.., Co dzieje się często, kiedy taka „wyzwolona” z zatwardziałych norm i zasad jednostka znajdzie się w owym nowym (nowo wykreowanym otoczeniu) gdzie to otoczenie kulturowe jest z reguły narzucane tej (podległej systemowi) osobie.
Tak, więc przy tworzeniu przekształcaniu swego „świata” należy uważać, aby nie wykreować często w ten sposób kolejnej anarchii (często rewolucyjnej), która ponownie jest niczym innym jak kolejnym systemem narzucanym jednostce.

Taka sytuacja, kiedy z założenia szczytne cele przekształciły się w kolejny system ucisku większości przez nielicznych wynika z charakteru ludzi, którzy już od swego urodzenia (często poprzez swe środowisko i wychowanie) stają się typami przywódcy i pana lub niewolnika.

Często nawet ci, którzy w ogólnej ocenie osiągnęli dużo, dalej uważają siebie za kogoś nie godnego i są potencjalnymi niewolnikami tych, którzy bądź to są w jakiś sposób pozbawieni zbytniej samokrytyki bądź z jakiegoś powodu (np. tak zwane „dobre” urodzenie, pochodzenie, talent, bogactwo ekscetera.) wywyższają się ponad innymi.

Źle rozumiana osobista godność, skromność itp., czego częstym wynikiem jest przynależność do sekt lub religii, do, których zostaliśmy przypisani, lub sami z jakiegoś powodu tam wstąpiliśmy (sami się z nimi utożsamiamy) gdzie tak jak np. w katolicyzmie mamy do czynienia z obwinianiem samych siebie (fałszywa, narzucona i źle zrozumiana cnota) objawiająca się między innymi w mantrycznym powtarzaniu formułki: ”Moja wina, moja wina, moja wielka wina”.
Oczywiście, jeśli ktoś świadomy nawet wywodzi się z takiej pomniejszającej jego wartość osobową sekty (religii), rodziny, tradycji, narodu itp. to zawsze (mimo ze niejednokrotnie nie jest to łatwe) ma osobistą szansę, aby się z takiego stanu, idei, otoczenia wyzwolić.
Jest to podstawowy warunek „uzdrowienia” swych relacji ze światem a tym samym sobą i można tego dokonać nawet w połowie dorosłego życia.

Niekiedy pół życia bita przez męża kobieta (szczególnie, kiedy agresja przechodzi również na dzieci) znajduje w sobie siłę (motywację) nie tylko do obrony siebie i swych pociech, ale nawet do generalnych zmian w swym życiu, doprowadzając niejednokrotnie nie tylko do rozwodu (pozbycia się napastnika), ale nawet do uwierzenia w swe możliwości (przeświadczenia), iż może sobie poradzić w innych życiowych sprawach.
Owo nowo zafundowane sobie życie często też procentuje w szczęśliwym i bogatym tak duchowo jak i materialnie związku będącym często w pewnym sensie nagrodą i zadośćuczynieniem za tragedie i dramaty początkowego etapu życia.
Oczywiście istnieją również i odwrotne sytuacje, kiedy to np. dobrze urodzone bogate z domu i kochane dziecko w swym późniejszym dorosłym życiu stacza się czy to za sprawą swej tak zwanej nierozwiązanej karmy czy poprzez tak zwane „złe towarzystwo”, w które również można wpaść (jak się nie wie, w jaki sposób się ustrzec), aby rozwiązać jakieś karmiczne związki i zależności, niepotrzebnie wcale doprowadzając swe życie do roli straceńca czy nieszczęśnika.
Mimo jak by się mogło wydawać nieuchronności związków karmicznych to tak naprawdę może się okazać, iż to my sami mamy podstawowy i główny głos (decyzję) jak chcemy przeżyć nasze życie i czy lub w jaki sposób odpowiedzieć na zaprzeszłe karmiczne związki.
Tak, więc tak jak próbuję tego dowieść często posiłkując się własnymi lub „przepracowywanymi” wspólnie z innymi osobami (terapie) praktycznie w żadnym ze znanych mi przypadków sytuacji lub zdarzeń nie miałem do czynienia z tak zwanym „przypadkiem” ich zaistnienia, ani też z jakimś do końca zdeterminowanym „odgórnie” nakazem.
Z czego można wysnuć wniosek, iż wszystko, co dajemy i otrzymujemy jak i kim jesteśmy i kim się możemy stać wynika i jest wynikiem nas samych jak i sposobu, w jaki widzimy (odczuwamy) lub „odczytujemy” otaczający nas Świat i zawarte w nim symbole „klucze”, które mogą nas prowadzić tak samo do szczęścia jak i do niepowodzenia i upadku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Pon 22:19, 16 Gru 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE” Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin